Nie zapomnij odwiedzić strony naszych partnerów - ich lubimy, ich polecamy!

SŁUCHAJ
ZALOGUJ SIĘ
ZAMKNIJ
Radio Paranormalium - zjawiska paranormalne - strona glowna
Logowanie przy użyciu kont z Facebooka itd. dostępne jest z poziomu forum

"Zostaliśmy zaatakowani przez UFO!" - czyli o największej bitwie z nieznanym dotychczas stoczonej...


Dodano: 2011-09-28 21:26:16 | Wyświetleń: 7053
Zakładka Dodaj do zakładek · Udostępnij:  Facebook  Wykop  Twitter  WhatsApp
★ POLECANY WPIS ★
Tagi: UFO

Radar

Tego dnia nocna zmiana nie miała zbyt wiele do roboty. Wprawdzie ruch lotniczy w Waszyngtonie nie ustaje przez całą dobę, to jednak wszystkie regularne linie starają się raczej zaczynać swe loty rano i kończyć je wieczorem – głównie ze względu na predyspozycje pilotów i niechęć pasażerów. Toteż mimo iż pelna zmiana kontroli radarowej ARTC (Air Route Traffic Control) liczyła jak zawsze siedmiu radarzystów, w sobotę 19 lipca 1952 r. krótko przed północą, kiedy na waszyngtońskim lotnisku nie spodziewano się właściwie żadnego rejsowego samolotu, przy ekranie radarowym został tylko jeden dyżurny pracownik, Ed Nugent. Siedział wpółdrzemiąc, bardziej z nawyku niż z potrzeby gapiąc się w jednostajnie obracający się promień na ekranie radarowym, gdy nagle ze zdziwieniem zauważył, że za każdym obrotem odkrywa on coraz to nowe jasne punkty. Nugent błyskawicznie otrzeźwiał. Nie ulegało wątpliwości: na południowy wschód od lotniska wojskowego Andrews Air Force Base pojawiła się nagle w powietrzu cała formacja samolotów. Jeden rzut oka na zegar – godzina 23.40. Jeszcze jeden rzut oka na ekran: siedem samolotów lecących z prędkością gdzieś w przedziale 160-210 km/h. Lecz w tym momencie dwa z nich przemknęły przez cały ekran radaru z nieprawdopodobną wręcz prędkością. Nugent zerwał się z miejsca nie wierząc własnym oczom i zawołał dwóch radarzystów, Jamesa Ritchy’ego i Jamesa Copelanda. Tamci potwierdzili obserwację. Przywołano też szefa zmiany Harry’ego G. Barnesa. Teraz już cztery osoby obserwowały z napięciem cztery pozostałe jeszcze na ekranie radarowym cele. Każdy z nich potwierdził, że ich niezwykle ewolucje z góry wykluczały możliwość, by były to samoloty. Ale jeśli nie samoloty, to co?

Andrews Air Force Base

Andrews Air Force Base rok 2002

 

            Zapewne uszkodzony radar – decyduje Barnes i przywołuje specjalistę-elektronika. Badanie trwa parę minut. Radar jest w porządku. A cele na ekranie nadal nie znikają.

 

National Airport - Washington

Lotnisko Reagana w Waszyngtonie

 

            Barnes rzuca się do telefonu i dzwoni do wieży na lotnisku National Airport w Waszyngtonie. Zgłasza się dyżurny radarzysta Howard Cocklin. Nie dopuszcza Barnesa nawet do głosu. Oczywiście, wspólnie drugim radarzystą, Joem Zacko, obserwują te dziwne obiekty od początku. Malo tego: w chwili gdy dwie plamki ruszyły w swój szaleńczy rajd przez cały ekran radaru, udało im się szacunkowo bodaj ustalić ich prędkość – 1126 km/h! Pamiętajmy, że mamy rok 1952 – latanie z prędkością ponaddźwiękową jest jeszcze w powijakach. Owszem, w roku 1947 Bell X-1 przekroczył w locie poziomym prędkość dźwięku lecz był to pojedynczy lot pozwalający w przyszłych latach na rozwój takich maszyn jak rosyjski Mig-17 czy amerykański F-86 – samoloty, które na początku lat pięćdziesiątych XX wieku zbliżały się do granicy dźwięku, nieznacznie ją przekraczając.

Samolot X-1

Samolot X-1

 

Samolot mig-17

Mig-17

 

F-86 Sabre

F-86 Sabre

 

            Przede wszystkim należy zawiadomić Andrews Air Force Base. Ale AAFB nie trzeba już o niczym zawiadamiać. I tam radarzyści od dawna wytrzeszczają oczy za latającymi w dzikich zygzakach po ekranach nieznanymi celami. Mogą nawet ze swej storny dodać dalsze rewelacje: cele bez żadnego respektu dla najbardziej surowych zarządzeń raz po raz bezkarnie przelatują nad ściśle zastrzeżoną strefą Kapitolu i posesji nr 1600 na Pensylvania Avenue (Biały Dom – siedziba prezydenta USA)! A ponadto z miejsca potrafią przejść z powolnego lotu do prędkości 1126 km/h, ażeby potem – bez zwalniania – zatrzymać się i ruszyć w innym, nawet przeciwległym kierunku.

            Sytuacja staje się wręcz krytyczna. Głucha, sobotnio-niedzielna noc. Trzy niezależne od siebie ośrodkiu radarowe wykrywają nad stolicą USA swobodnie latające obiekty, nie respektujące nie tylko żadnych przepisów ani zakazów, ale nawet dotychczas znanych możliwości samolotów. Nalot – na szczęśćie bez dalszych skutków – trwa już kilkadziesiąt minut iu nic nie wskazuje na to, by tajemnicze błyski na keranach radarowych miały zamiar zniknąć. Co robić?

            Barnes podejmuje jeszcze jedną próbę. O godz. 1.45 z National Airport jako jeden z nielicznych samolotów nocnych startuje w kierunku Pittsburgha i Detroit liniowy samolot 807. W chwili gdy około godzin 2.00 w nocy znajdował się on między Waszyngtonem a Martinsburgiem, dowódca samolotu kpt. Pierman otrzymuje radiowe zapytanie, czy nie zauważył czego niezwykłego w powietrzu. Kapitan Pierman zameldował, że widzi około siedmiu dziwnych obiektów, które według niego wyglądały jak spadające gwiazdy, ale bez pozostających za nimi śladów. Kapitan Pierman wyjaśnił reporterom, że obserwował obiekty około 12 minut. Potem zniknęły one w przeciągu 3-5 sekund, co najlepiej świadczy o rozwijanych przez nie prędkościach. „Pragnę jednak podkreślić – to już słowa kapitana Piermana – że nie nazwałem ich ani razu latającymi talerzami. Cały czas mówię tutaj o szybko poruszających się po niebie światłach.”

            Tej nocy sytuacja, jeśli nie na ziemi, to co najmniej dla samolotów rozpoczynających poranne rejsy, staje się bardzo niebezpieczna. W każdej chwili może przecież dojść do kolizji w powietrzu! Do AAFB idzie ponownie naglące żądanie natychmiastowego wysłania w powietrze eskadry samolotów rozpoznawczych.

            Ale w powietrzu nadal panuje cisza, przynajmniej ze strony lotnictwa. Bo świetlne cele po raz kolejny pojawiają się na nocnym, a w zasadzie już nad rannym niebem. I to pojawiają się centralnie nad lotniskiem wojskowym, co wygląda na zdecydowaną prowokację. Na radarach widać kilka obiektów wiszących na lotniskiem. Mało tego: personel wieży wypada na zewnątrz i na własne oczy ogląda na niebie potężną jaskrawopomarańczową kulę zawieszoną dokładnie nad stacją.

            Tym razem nerwy wojskowych nie wytrzymują. Lotnictwo wkracza do akcji. Nie są to jednak wcale eskadry myśliwców, ani nawet duża ilość samolotów. Po trzech wezwaniach pojawia się na niebie jeden (!) F-94, ale do tego czasu nieznane obiekty zniknęły.

            Tak deprymująco zakończyła się historia znana w annałach ufologii pod nazwą „bitwa nad Waszyngtonem”. Bitwy? A cóż to za bitwa?! Co najmniej siedem nieznanych obiektów latających swobodnie lata nad stolicą przez prawie całą noc, krążąc nad Kapitolem i Białym Domem, lotniczą bazą wojskową, a rano, gdy już wszystkie one bezkarnie się wycofują pojawia się na opustoszałym niebie…jeden myśliwiec! Czy nie lepiej nazwać to „klęską nad Waszyngtonem”?

 

 

            W każdym razie jeśli nie ocenili tego tak Amerykanie, to niewątpliwie do takiego wniosku doszli ich potencjalni przeciwnicy. Bo oto dokładnie tydzień później, znów w sobotę, 27 lipca 1952 r., nad Waszyngtonem rozgrywa się podobny nalot tajemniczych obiektów świetlnych.

            Według informacji Associated Press z 28 lipca pierwsze błyski na ekranach radarowych Air Route Control Center pojawiły się już 26 lipca o godzinie 21.08. Rozbłysło ich równocześnie od czterech do dwunastu. Natychmiast zostaje powiadomiona o tym najbliższa baza wojskowa, która obiecała wysłać nad Waszyngton dwa samoloty. Kapitan Ruppelt w swoim późniejszym sprawozdaniu przesuwa pojawienie się błysków, aż do godz. 22.30. „Tym razem – pisze on – tajemnicze samoloty, jeśli istotnie z nimi miano do czynienia, rozproszyły się wokół Waszyngtonu od Herndon w Wirginii aż do Andrews Air Force Base (AAFB). Bez zwłoki podjęto ich obserwację. Z chwilą gdy tylko pojawiały się one na ekranie radarowym – radarzysta umiejscawiał każdy z błysków za pomocą plastikowych znaczków. Z momentem gdy wszytkie cele zostały w ten sposób szczegółowo określone – połączono się z wieżą lotniska i AAFB. Na tamtych radarach też cele te już były widoczne.

            Do godziny 23.30 kontynuowano na bieżąco śledzenie czterech albo pięciu celów i ponownie wezwano myśliwce. Tu jednak nastąpiła pewna zwłoka, ale wreszcie około północy z wojskowego lotniska w Newcastle wystartowały dwa F-94 i ruszyły na południe”.

 

F-94

F-94

 

            W oświadczeniu ogłoszonym przez zajmującą się problematyką UFO bazę Amerykańskich Sił Lotniczych w Wright-Patterson przyczyny spóźnienia wyjaśnione zostały w bardzo kompromitujący sposób:

            „Obserwacje w końcu tygodnia doprowadziły do włączenia do akcji dwóch szybkich pościgowców. Rzeczywiście odrzutowce te wystartowały dopiero po pełnych dwu godzinach od chwili, gdy radarzyści National Airport po raz pierwszy odkryli na swych ekranach nieznane obiekty. Zwłoka ta powstała z tego powodu, iż meldunek o obserwacji – miast trafić do właściwego według kompetencji ośrodka dowodzenia w Pentagonie – dotarł do centrum lotniczego w Middletown w Pensylwanii”.

            Nic dziwnego więc, że w tej sytuacji ogłoszony alarm wcześniej dotarł do czekającego na obronę społeczeństwa Waszyngtonu niż do – mającego go bronić – lotnictwa. Kpt. Ruppelta, który znajdował się wówczas w Dayton, obudził w nocy telefon jednego z reporterów, który zapytał go, co może powiedzieć na temat ponownego naruszenia przez NOLe powietrznych stref zastrzeżonych nad stolicą USA. Ruppelt oczywiście nic nie mógł powiedzieć. Sam więc z kolei zwrócił się z jakimże pytaniem do szefa obrony w Pentagonie. Ale i tam dyżurny oficer nic jeszcze nie słyszał o jakichś świetlnych zjawiskach nad Waszyngtonem. W tej sytuacji Ruppelt zażądał natychmiastowego połączenia z mjr. Dewey’em Fournetem, który był łącznikiem pomiędzy Project „Blue Book” a Pentagonem, a gdy je uzyskał, zaproponował mu bezzwłoczne udanie się na lotnisko i osobiste zapoznanie się z sytuacją. Rzeczywiście Fournet natychmiast się wybrał i w towarzystwie eksperta elektronicznego Air Force Directorate of Intelligence, por. Holcomba pojechał do National Airport. Tam w pomieszczeniu stacji radarowej ARCC spotkali oni już szefa sekcji prasowej Dowództwa Sił Lotniczych USA, Alberta M.Chopa , który przybył tutaj tuż przed nimi. We trójkę mieli więc okazję widzieć usiane NOLami ekrany radarowe i słyszeć rozmowy startujących pilotów.

            A więc jednak! Wreszcie wystartowali! W chwili wszakże gdy już licznie zgromadzeni dziennikarze i fotografowie szykowali się do wielkiej relacji na temat zwycięstwa amerykańskiej armady – poniosła klęskę…amerykańska prasa. Oto wszyscy jej przedstawiciele zostali usunięci ze stacji radarowej pod pretekstem, iż w rozmowach między stacją a myśliwcami stosowane będą utajnione pasma nadawania oraz specjalne kody. Czy była to jednak rzeczywista przyczyna?

            W ogłoszonym w następny dniu komunikacie dla prasy, US Air Force podały: „Jeden z pilotów odrzutowców zameldował, iż widzi przed sobą cztery światła w odległości około 4 mil i nieco powyżej jego samolotu, jednakże równocześnie zawiadomił, że najwyraźniej nie uda mu się osiągnąć ich prędkości. Znikły one, zanim zdążył się do nich zbliżyć”. A ponieważ znikły one nie tylko z oczu pilota, ale i z ekranów stacji radarowych, obu myśliwcom nie pozostało nic innego, jak powrócić do bazy.

            Zaledwie jednak koła ich dotknęły ziemi – na wszystkich radarach równocześnie ponownie pojawiły się tajemnicze błyski. Znów więc wezwano myśliwce do akcji. Jeden z nich przybył natychmiast, z największa prędkością dotarł do ustalonego przez radary rejonu i rzeczywiście udało mu się nawet nawiązać kontakt wizualny z obiektem.Z chwiląjednak gdy pilot na pełnym gazie skierował się w jego stronę – obiekt znikł nagle z jego oczu jak „wyłączona przez kogoś żarówka”. Mimo to pilot utrzymał ten sam kurs lotu i wkrótce na moment ujrzał obiekt na własnym radarze. Jednakże już w następnej chwili obiekt z niewiarygodną prędkością znikł zarówno z zasięgu jego wzroku jak i z radaru.

 

            Łącznie tej nocy dwa wojskowe samoloty myśliwskie patrolowały niebo nad Waszyngtonem ponad dwie i pół godziny, ale ostatecznie ani razu nie udało im się zbliżyć do tajemniczych świateł nie tylko na odległość umożliwiającą bezpośredni atak, ale bodaj stwierdzenie, czym one w istocie są!

            Tak oto w wyniku dwu „bitew” nad Waszyngtonem społeczeństwo amerykańskie uświadomiło sobie nagle całkowitą bezsilność własnego lotnictwa wobec nowego, skutecznie broniącego się nawet przed zbadaniem jego natury, zjawiska.

 

 

            Ocenę zostawiam Wam – drodzy czytelnicy. Obojętnie czy były to lasery, tajne projekty Pentagonu i US Air Force czy goście z „galactic far far away” – wyżej wymienione wydarzenia miały miejsce. Coś tam było. Coś krążyło nad stolicą USA. Do tej pory nie jest wyjaśnione co to mogło być. Już nigdy nie pojawiły się te światła na taką skalę nad Waszyngtonem. I już na zawsze będziemy wspominać nieudolność lotnictwa, które według tamtejszej prasy wykonywało „niebezpieczną misję”. Zapomnijmy, że była to bitwa. To była porażka. Jeśli rzeczywiście odwiedzają nas „goście z kosmosu”, to możemy zapomnieć chociażby o próbach równania się z ich techniką.

 

Jedyna nadzieja w tym, że wszystko to, co ludzie obserwują na niebie od tysięcy lat, wszystkie te niewyjaśnione dotąd zjawiska, to jedynie wybryk naszych niedostatecznych zmysłów.

Zachęcamy również do lektury innych wpisów tego użytkownika
Komentarze · Dodaj komentarz
  • best59
    (2011-10-01 18:08:41)
    | 📧 email | 👮 raport

    KOCHAM -PARANORMALIUM i zaprzyjaźnione PORTALE .
    Nadajecie sens życia na tej skolonizowanej planecie.
    Skolonizowanej przez obcą cywilizację, która jest stopniowo odkrywana i obnażana TAJEMNICA .
    Tajemnica rządów , zakłamania .utrzymywania swych obywateli czyli nas wszystkich w NIEWIEDZY.
    Hungry input - best59
    PS -PARANORMALIUM -> GO FOR.


    | Odpowiedz



  • marcusgabriel
    (2011-10-01 23:53:41)
    | 📧 email | 👮 raport

    w przedostatnim dniu kiedy opuszczalem Sydney ogladalem filmowy reportaz w telewizji w czasie ktorego pokazano armade UFO nad tym miastem. juz wtedy widzialem ze cos dziwnego dzieje sie na niebieaz ktoregos dnia zaczalem analizowac zielone szybko poruszajace sie punkciki nad korytarzem lotniczym Sydney.
    podobne do tamtych sfotografowalem nad Wawelem . Jedne z tych nad Sydey sa na tyle precyzyjne ze widac czerwone punkty jakby pozycyjne ktore byly na usytulowane na wierzchu i spodzie pojazdu. o ile ta informacja wzbudzi zainteresownie bede mogl udotepnic wiecej szczegolow i okolicznosci towarzyszacych tym zdarzeniom


    | Odpowiedz



  • Ivellios
    (2011-10-03 17:21:54)
      📧 pw | 👮 raport

    marcusgabriel, jeśli chodzi o udostępnienie to jestem za. Możesz podesłać na redakcyjnego emaila: redakcja {maópka} paranormalium.pl


    | Odpowiedz



  • Veritas
    (2011-10-14 08:26:11)
      📧 pw | 👮 raport

    Więcej takich konkretnych osób jak Spooky Fox proszę. Twoje wpisy czyta się lekko i przyjemnie. To zapewne dzięki specyficznemu poczuciu humoru.
    Pozdrawiam.


    | Odpowiedz



Twój nick:
E-mail (opcjonalnie):
Komentarz:



Powiadamiaj o odpowiedziach na mój komentarz
(wymagany email):

Zanim napiszesz komentarz, zapoznaj się z zasadami publikowania komentarzy.

Uwaga: Jeśli chcesz odpowiedzieć na komentarz innego użytkownika, prosimy skorzystaj z przycisku "Odpowiedz". Pozwoli to uniknąć w przyszłości bałaganu w dyskusji.
TWÓJ BLOG
INNE WPISY
TEGO BLOGERA
NAJNOWSZE KOMENTARZE
NA BLOGACH
Arkadiusz Miazga
Czas Tajemnic - blog Damiana Treli
Forum Portalu Infra
Głos Lektora
Instytut Roberta Noble
Księgarnia-Galeria Nieznany Świat, księgarnia ezoteryczna, sklep ezoteryczny, online, Warszawa
Paranormalne.pl
Player FM
Portal Infra
Poszukiwacze Nieznanego. Blog Arkadiusza Czai
Poznajemy Nieznane
The Monroe Institute Polska
UFO-Relacje.pl - polska baza relacji o obserwacjach UFO
Skontaktuj się z nami
tel 32 7460008 tel kom. 530620493 Skype radio.paranormalium.pl E-mail: radio@paranormalium.pl Formularz kontaktowy Polityka prywatności
Copyright © 2004-2024 by Radio Paranormalium