Kolejny dzień minął jak z bata strzelił. Setki przemyśleń, nowych pomysłów...poza tym po ostatnich przepracowanych dwóch tygodniach dowiedziałem się o istnieniu mięśni, o których nie miałem zielonego pojęcia. Teraz to czekam tylko kiedy złapie mnie skurcz powieki, bo to chyba jedyna część ciała, która ostatnio mnie nie strzykała, nie bolała czy nie rwała. No ale cóż zrobić, kiedy taka rola szarego człowieka w tak bardzo skonsumcpjonizowanym świecie? Jeśli chce się żyć jak człowiek, trzeba tyrać jak wół. Swego rodzaju paranoja i bardzo twardy realizm, o który głowy rozbijają sobie Ci, którzy nie są przygotowani na tego rodzaju życie. Wiecie - synkowie mamusi, córeczki tatusia, wnusie i inne takie stworzonka, które w dupie sobie rady dać nie mogą, bo przy krojeniu chleba mogą to sobie jeszcze oko wykolić. Ale ja nie o tym teraz...
Czytając mój ostatni wpis, moja kochana druga połówka zauważyła, że publicznie zbyt dużo używam "bźydaśnych słówek". Czy ja wiem...wychodze z założenia, że raz, a dobrze i soczyście wypowiedziana (lub napisana) "kurwa" nie jest chyba w dzisiejszych czasach żadnym tabu. Bo - uwierzcie mi ludzie - jakiegokolwiek słowa bym tu nie użył, jestem pewien, że niejeden 14-latek swoje niezadowolenie potrafi wyrazić tysiącem innych niekulturalnych słów. Poza tym takie jedno, malutkie, lapidarne słówko wyraża więcej niż reklamowe rafaello, które to z kolei, wierząc tym od public relations, wyraża więcej niż tysiąc słów. Bo, czy kiedy z samego rana uderzymy małym palcem u stopy w metalową nogę łóżka, to chce nam się mówić o tym, co za kretyn dał do produkcji coś takiego? No pewnie, że nie. Zamiast tego z ust naszych wyrywa się słowo bardziej polskie niż "chrząszcz": noż kurwa jego mać. W tym momencie "jego mać" oznacza "mać" pana, który zrobił tą metalową, wkurwiającą rzecz wystającą z naszego łóżka, a o którą codzień rano obijamy naszego małego, kochanego paluszka. W ten oto sposób nie dość, że ból wydaje się mniejszy, to jeszcze czujemy chwilową satysfakcję z powodu obrażenia matki jakiegoś kretyna.
Tak samo ma się sprawa, kiedy rozmawiamy o politykach-złodziejach, księdzach-złodziejach, policjantach-złodziejach i innych złodziejach. To jasne jest jak słońce, że dzisiaj wszyscy się gdzieś spieszą! Czy myślicie, że ktoś będzie Was słuchał, kiedy zaczniecie mówić o tym, jak bardzo was drażnią wyższe podatki nałożone przez tych niegodziwców, wysłanników samego Baala? No oczywiście, że nie. Zamiast tego, mimochodem rzucicie "te kurwy" i już każdy wie co jest grane.
Nie prawda, że proste i w swej prostocie wręcz genialne? Angielski język nie jest tak wspaniały. U nich słowo fuck i odmiana tegoż odpowiada praktycznie za każde inne słowo: fucking - pieprzony; fuck - kurwa; fucker - jebca (w polskim języku głupio brzmiące, dlatego używane są przedrostki "mother", "uncle" czy "dog", co już zmienia postać rzeczy, ponieważ motherfucker to na polskie powinno być matkojebca, a oznacza zwykłego, pospolitego skurwysyna). Niemiecki też nie jest jakoś super rozbudowany. Owszem, mają oni tam jakieś przekleństwa, ale "scheiße" jest niewątpliwym królem wszelakich wyrażeń. U Nas scheiße oznacza niezbyt miłą w wyglądzie i zapachu rzecz o brązowawym kolorze i nieciekawym zapachu. U nich to oznaczać może dosłownie wszystko - od słowa "kurde" po słowa bardziej dosadne. Ale to są Niemcy. Są na tyle leniwi, że nie potrafią sobie piłkarzy wychodować, to co oni będą jeszcze przekleństwa wymyślać.
Dlatego bądźmy dumni z polskiego języka! Niektórzy mówią, że to kaleczenie polskich wartości. A ja się pytam, czy pisanie słowa "chleb" przez "h" czy "tułów" przez dwa "u" i "f" na końcu nie jest większą zbrodnią? No bo wszystkie te słowa, rzekomo niekulturalne, trzeba było wymyśleć. Zaczerpnąć z innych języków, ale też wymyśleć nowe znaczenie danego słowa. A to już nie lada wyczyn jest.
Tak więc nie bądźmy tacy skostniali. Bo Nasze pra, pra, pra, pra wnuki mogą gdzieś w jakichś skamielinach znaleźć wyryte w ścianie zdanie "i na chuj się kurwa patrzysz, bucu jeden".
I tym oto optymistycznym widokiem na daleką przyszłość kończę moje dzisiejsze wywody. Jutro kolejny dzień w pracy, więc podejrzewam, że kilka wymienionych słów wyrwie mi się z ust, A kto wie, może uda mi się wymyśleć coś nowego?
Pozdrawiam czytelników...