Taaa...minął już jakiś czas od mojego ostatniego wpisu, w którym to - jak zwykle zresztą - na coś narzekałem. Praca goni, człowiek zlicza grosz do grosza nie raz i nie dwa rezygnując z codziennych przyjemności, ażeby odłożyć i raz, a porządnie przeżyć urlop jak normalny człowiek.
Wokół mnie stardardowy widoczek - za oknami iście egipskie ciemności. Gdzieniegdzie tylko, przez okna sąsiadów bije blady, kremowy blask żarówek, a na oddalonej drodze krajowej pali się kilka latarni, które przeganiają mrok. W pokoju blask matrycy z laptopa...obok dopalający się papieros...człowiek, który przerobił przez ostatnie dwa tygodnie 150 godzin miałby ochotę tylko i wyłącznie położyć się spać. Bolą kręgi, bolą nogi, boli psychika. Mimo to, gdzieś w głębi czai się ochota na podzielenie się wydarzeniami ostatnich dni czy tygodni z innymi...to doprowadziło mnie do pisania tych wypocin, a Was doprowadziło do tego, że je czytacie.
A czytacie, co mnie niezmiernie cieszy. Pokazuje to, że jakieś zainteresowanie wzbudzam. Jeśli nie moja osoba, to chociaż me słowa. Ale do rzeczy...
Wszak blog paranormalny...trzeba było by napisać coś o duchach, UFO, "bikfucie" czy innych Harry Potterach. A pocałujta żabke w dup...pisać o takich rzeczach będę na forum. Bo oto nadszedł czas, kiedy wstydzę się przyznać, że jestem katolikiem...
Nie będę rzucał nazwiskami. Bo nazwiska te nie są godne tego, aby wymieniać je na łamach blogów, for, gazet.
Jeden wyzwie mnie od satanistów - khym, przepraszam - sZatanistów, tylko dlatego, że posłucham techno czy rocka, na włosy zarzucę troszkę żelu i lakieru, a wolny czas spędzę na graniu w RPG. Logika poraża.
Jeszcze inny postara się o mój głos w wyborach pokazując mi spot, który to w głównej mierze opiera się na zmarłych w katastrofie smoleńskiej. Brak kręgosłupa moralnego poraża.
Kolejny nic nie będzie robił. Po prostu zapierdoli ostatnie grosze z renty mojej babci, co by mieć na nowe alufy do maybacha. W zasadzie, to sam nie zapierdoli. Można rzec - w głowie NApierdoli. I to tak, że stare, naiwne, żeby nie powiedzieć głupie, babcie same mu dadzą na kolejne litry bezołowiowej. Tu wszystko poraża. A logika i brak kręgosłupa moralnego najbardziej.
Co łączy te trzy - bezimienne już dla mnie - osoby? Oni sami siebie nazywają chrześcijanami.
Jakimi - kurwa mać - chrześcijanami?! Na dobrą sprawę, żyjąc 26 lat w tak porażonym głupotą państwie, jakim jest Polska, powinienem przywyknąć do całkowitej znieczulicy umysłowej. Ale nie mogę. Z dnia na dzień ktoś inny postara się o to, żeby moje oczy przypominały spodki, a morda miała problemy z pozbieraniem się z ziemi. No bo jak - ja się pytam - można bez grama uczuć próbować robić karierę polityczną opierając się na zmarłych bracie i bratowej? Jak można okradać babcie, które i tak nie mają łatwo w tym popierdolonym państwie? Jak można?
Jak?
Wychodzi na to, że całkiem normalnie. I niektórym przychodzi to z ogromną łatwością.
II - nie będziesz brał imienia Pana Boga swego, nadaremnie - co również znaczy, że nie będziesz się na niego fałszywie powoływał;
VII - nie kradnij - można by dodać - skurwysynu!
VIII - nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu;
X - nie pożądaj żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.
Czy tutaj trzeba dużo jeszcze pisać? Tak zwani chrześcijanie, o których głośno w TV czy radiu (a nie raz - o zgrozo! - w obu na raz!) zapomnieli już chyba o tych małych, dwóch kamiennych tablicach. A przynajmniej o tym, co było na nich wyryte.
Zapomnieli? Bynajmniej. Raz po raz słychać, jak grzmią, że grzesznicy nie przestrzegają przykazań, co skończy się dla nich w iście gorących klimatach. Tylko jak, ja się pytam, można przestrzegać tych praw? Jak nastolatek może przestrzegać przykazań, kiedy wzorce mają je w dupie? Policja kradnie. Pogotowie zabija. Polityk okłamuje. Ksiądz molestuje.
Nie dajmy się zwariować - przyjmujemy chrzest, bo zazwyczaj nie mamy innego wyjścia. Do komunii przystępujemy bo: a) rodzice każą; b) będą zajebiste prezenty. Do bierzmowania przystępujemy bo: a) rodzice każą; b) ksiądz każe; c) nauczyciele każą; d) będzie kasa od chrzestnych. Ślub kościelny bierzemy bo: a) rodzice oczekują; b) będzie mnóstwo kasiory; c) będą zajebiste prezenty; d) będzie można się napierdolić dobrą, polską wódą. Pogrzeb bliskim wyprawiamy bo...no bo tak wypada.
Wszystko zaczyna się i kończy bardzo przyziemnie - na kasie. Zupełnie inaczej, niż być powinno.
Tak oto w ten sposób napisałem wszystko, co przez ostatni tydzień leżało mi na wątrobie. Mimo tego całego burdelu dookoła staram się utrzymać pogodę ducha, uśmiech na twarzy i dobry humor. Czasami nie wychodzi. Cóż - takie życie. Dziękuję Bogu, że mam wokół osoby, którym na mnie zależy. Osoby, które kocham i szanuję. Które wyciągnęły mnie z bagna i pomogły odbić się od dna. Dlatego staram się nie przejmować tym całym syfem, który niestety kumuluje się wokół religii, w której zostałem wychowany.
Idę przed siebie ku szczęściu i zrozumieniu. Ku radości z życia. I mam głęboką nadzieję, że za niedługo to wszystko się ułoży w logiczną, radosną całość, czego sobie i Wam, drodzy czytelnicy i forumowicze, życzę z całego serca.