Zielone Świątki, dawniej obchodzono je bardzo hucznie, aż na prośbę oburzonych mnichów w 1468 roku, którym to głośny gwar pod murami klasztorów przeszkadzał w modlitwach Kazimierz Jagiellończyk zakazał hucznych niegodziwości, oraz handlu w te dni pod klasztorami.
W pięćdziesiąty dzień po Wielkiejnocy obchodzono Zesłanie Ducha Świetego. Takową nazwę pogańskim ceremoniom wymyślił wówczas Kościół Katolicki, ceremoniom rozpoczynającym ciężką pracę na roli, mającym przynieść obfitość plonów, bujny rozkwit łąk, sadów i ogrodów. By zapewnić przychylność sił wyższych, stosowano różnego rodzaju magię, obrzędy, czy rytuały, z którymi księża najpierw zaciekle walczyli, a później widząc, że mimo wszelkich starań ludzie nadal robią swoje, zaakceptowali owe obrzędy wykorzystując je nawet do potrzeb własnych. Tak więc nazwa została zmieniona, lecz obyczaje pozostały takie same.
Najważniejszą tradycją tychże świąt na pierwszym miejscu było ozdabianie swych domostw, wszędzie musiało być zielono. Gałązkami pokrytymi listkami, czy też niewielkimi drzewkami ozdabiano okna, drzwi, ściany, lub też stoły, a na podłogę kładziono świeżo co zerwany tatarak, którego zapach w wierzeniach miał przeczyścić płuca od toksyn. Obecnie często widzimy jak na wioskach ozdabiane są przede wszystkim Kościoły, kapliczki, domy, tym samym witając Ducha Świętego, lecz dawniej wszystko co było zielone miało ochraniać przed chorobami, zarazami, złymi czarami i bytami, a palenie wieczornych palenisk było oddawanym hołdem dla bóstw płodności, dobrobytu i urodzaju. W Zielone Świątki popularnym zwyczajem było również branie świeżo zniesionego jajka kurzęcego, dawniej wierzono iż jest to silny środek magiczny, i gładzono nim grzbiety zwierząt gospodarczych, by się dobrze chowały.
We wszystkim czym się dało gotowano zieleninę taką jak dziurawiec, tatarak, czy bylicę, a powstałe wywary mieszano z rosą trawy zebraną nad samym ranem gdy padły pierwsze słoneczne promienie. Po przygotowaniu takowego trunku podawano go później krową do picia w zamiarze ochronienia zwierzęcia przed czarownicami zabierającymi mleko.
Przed wojną ludzie nie wyobrażali sobie Zielonych Światek bez tradycji zwanej masztem, która pojawiła się w Polsce w XVII wieku i stała się bardzo popularna w miastach i wsiach. Zabawa polegała na wbiciu w ziemię wysokiego pala przed karczmą lub kościołem, wysmarowanego tłuszczem, a na szczycie zamieszczano interesującą nagrodę.
Tradycja masztu jest pozostałością po wiosennym celtyckim święcie. Młodzieńcy wspinali się na pale wierząc, że ich wysiłek włożony w zdobycie masztu przerodzi się w moc ułatwiającą pewnemu młodemu bogowi w sprostaniu wymaganiom swej bogini-kochanki, z którą to w Dzień Wiosny zespolił się w miłosnym akcie wśród kwiatów i łąk. Także dla każdego, kto wspiął się na szczyt spływała boska siła, tym samym zapewniając delikwentowi dostatek, szczęście i wytrwałość w miłości.
Zielone Świątki, może i dziś są już nieco zapomniane, lecz u niejednej osoby gdzieś w głębi serca, na dnie duszy przetrwała minimalna wiedza o pradawnych znaczeniach rytuałów i obrzędów, w które to dawniej ludzie bezgranicznie wierzyli.