Sezon ogórkowy w pełni. Ludziska smażą się na plażach, grillują, baunsują w dyskotekach i robią sobie zdjęcia pod hotelową palmą, co by się potem polansować na naszej-klasie albo innym facebooku. Co ambitniejsi łapią wiatr w żagle na mazurach, albo maszerują przez górskie szlaki. Duszne miasta opustoszały, że aż autobusy przestały jeździć, a nadmorskie mieściny w których normalnie hula wiatr, zapełniły się goferami i smażalniami ryb.
Nawet z Deviant Science zrobił się bardziej Deviant Travel. Przemierzyliśmy ponad 3500 km, przez pięć krajów Europy i kolejny 1000 przez Polskę. Widzieliśmy miejsca, o których przedtem tylko słyszeliśmy, nauczyliśmy się nowych rzeczy, a to przecież nie jest jeszcze koniec.
Dziś jednak zrobimy sobie przerwę w podróży i zajmiemy się tym, czemu ten blog pierwotnie został poświęcony - czyli nauką.
Wszyscy widzieliśmy filmy takiej jak Gwiezdne Wojny, Star Trek, Robocop, Terminator. Czytaliśmy Lema, Dicka, Zajdla, Vonneguta, Sniegowa, Strugackich i Harrisona. Każdy dzieciak choć raz kiedyś zachciał polecieć na inną planetę i postrzelać do kosmitów z dział laserowych. Szczenięce mrzonki...
Czyżby ?
Jeszcze 40 lat temu, zdawały się one być na wyciągnięcie ręki.
Pierwsze w kosmos poleciały zwierzęta: psy Łajka, Biełka i Striełka, i kilka szympansów. Po nich polecieli ludzie: najpierw Gagarin, później Armstrong. Zdobyto Księżyc. Z kosmodromu na Bajkonurze wystrzelono pierwszą stację orbitalną MIR. Amerykanie rozwijali program Apollo, a Rosjanie swoje Sojuzy i Interkosmos. Poznano wpływ przeciążeń i stanu nieważkości na ludzkie ciało. Opracowano technikę grawitacyjnego hamowania i przyspieszania, dzięki którym lot do granic Układu Słonecznego w rozsądnym czasie stał się możliwy. Sformułowano przepisy, które każdemu gwarantowały swobodę eksploracji i badań. Wszystkie kraje, włącznie z Polską brały w tym udział. Każdemu zależało, każdy chciał iść tam, gdzie nie dotarł jeszcze żaden człowiek.
Jednocześnie prawie od samego początku pojawiali się ludzie, mówiący, że program kosmiczny jest zbyt kosztowny. Głosy "astrosceptyków" zdawały się brzmieć rozsądnie: czy warto jest wyrzucac w przestrzeń miliony dolarów dla paru analiz widmowych ? Czy głodne dzieci w Afryce nie są bardziej palącym problemem ? Czy nie mamy dość kłopotów tu, na Ziemi ? Kogo właściwie obchodzi stała Hubble'a ? I tak dalej. Trzeba przyznać, że brzmi to dość sugestywnie.
No i w końcu dopięli swego. Program lotów wachadłowców został zamknięty. Koniec.
Ktoś policzył, że 30 lat eksploracji kosmosu kosztowało Amerykanów prawie 200 miliardów dolarów. Taka ilość pieniędzy robi wrażenie. Wszystko nabiera jednak zupełnie innej perspektywy, gdy porównamy to z kwotą jaką Amerykanie wydali na zbrojenia: ponad 600 miliardów dolarów w samym tylko roku 2010-tym. To ponad stukrotnie więcej ! Więcej niż ośrodki poszukujące leku na HIV i organizacje humanitarne.
Libia, Irak, Afganistam, tarcze antyrakietowe - to tam trafiają pieniądze podatników. Tam też trafi lwia część dawnego budżetu NASA. Bo chyba nie sądzicie, że te wszystkie głodne dzieci zobaczą choć centa z tych "oszczędności" ? A kilkadziesiąt lat badań pójdzie w pizdu.
I jak tu się nie wkurwić ?