Flight-19

Bardziej niż nieprawdopobobne, niemożliwe, niewiarygodne... i nie pasujące do pozostałych kategorii.
Awatar użytkownika
Spooky Fox
Administrator
Administrator
Posty: 1976
Rejestracja: 2009-03-02, 02:05
Lokalizacja: Kłodzko
Komentarze: 6

Flight-19

Post autor: Spooky Fox »

W środę, 5 grudnia 1945 roku w Fort Lauderdale Naval Air Stadion 5 bombowców torpedujących TBM-3 Avenger otrzymało rozkaz lotu ćwiczebnego oznaczonego kryptonimem Flight 19.

Obrazek

TBM-3 Avenger

Załoga całej eskadry składała się z 14 osób. Sprawdzenie przygotowania samolotów do lotu nastąpiło o godzinie czternastej. Każdy z samolotów miał po osiemnaście tysięcy funtów paliwa, co powinno wystarczyć na 1000 mil albo pięć i pół godziny lotu.
Dowódca eskadry, Charles Taylor, otrzymał następujący plan lotu: po starcie lecieć 56 mil na wschód do Hens i Chicken Rocks i zniszczyć ustawiony tam cel, prowadząc przez dwadzieścia minut bombardowanie na niskim pułapie. Następnie lecieć na wschód ponad 67 mil w kierunku Wysp Bahama, przed którymi skręcić na północ, aby po 23 milach dotrzeć do Great Sale Cay. Eskadra powinna się tam znaleźć o godzinie 15.40. Ostatni etap lotu – to powrót do Fort Lauderdale na godzinę 17.23.
Po kontroli sprzętu o godzinie 14.10 wszystkie samoloty wystartowały i przyjęły formację lotu. Niecałą godzinę później z eskadrą, która otrzymała kryptonim FT-28, zaczęły dziać się dziwne rzeczy, których jedyną dokumentacją są nagrane na taśmie magnetofonowej następujące rozmowy radiowe:

15:00 – Wieża kontrolna Fortu Lauderdale przejmuje rozmowę między dwoma samolotami FT-28: „Mam jeszcze jedną bombę”. „Nawróć i zrzuć ją”.

15:40 – Komandor Robert Cox z USNavy przejmuje ponownie rozmowę między dwoma samolotami eskadry:
„Powers, co wskazuje Twój kompas?”
Powers: „Nie wiem, gdzie jesteśmy. Po ostatnim nawrocie musieliśmy się zgubić.”
Komandor Cox: „Mówi FT-74. Samolot lub łódź wzywająca Powersa zidentyfikuj się.”
Ch. Taylor: „Tu FT-28.”
Cox: „FT-28, tu FT-74. Jakie masz kłopoty?”
Taylor: „Oba kompasy wysiadły i próbuję znaleźć Fort Lauderdale. Jestem pewien, że znajduję się nad Cay, ale nie wiem w jakiej odległości.”
Cox: „Jaka jest Twoja obecna wysokość?”
Taylor: „Jestem na wysokości 2300 stóp.”

16:00 – Wieża kontrolna Fortu Lauderdale odbiera meldunek od Taylora: „Zgubiliśmy się. Nie wiemy, gdzie jesteśmy. Mam dobrą widoczność na 10-20 mil.”
Wierząc, że Flight-19 znajduje się na wschód od wybrzeży Florydy, oficer lotów z Fort Lauderdale zawiadamia Air Sea Rescue Task Unit-4 (ASRTU-4) w Fort Everglades, że rozkazał FT-28 lecieć prosto w kierunku słońca.

16:26 – ASRTU-4 otrzymuje wiadomość od Taylora: „Lecę z przechyłem 3,5 na wszelki wypadek. Czy ktoś w tym rejonie nie ma ekranu radarowego, aby móc nas złapać?”

16:28 – Komandor Cox traci kontakt radiowy z Flight-19. „Zanikają fale waszych transmisji – zawiadamia. – Coś jest nie w porządku. Jaka jest Twoja wysokość?”
Taylor: „Jestem na 4500 stóp.”

16:45 – ASRTU-4 odbiera raport, że FLight-19 zgubił się. Lotnicy już nie wiedzą, czy są nad Zatoką Meksykańską, czy nad Oceanem Atlantyckim. „Lecimy kursem 0,30 stopni przez 45 minut, potem polecimy na północ, aby mieć pewność, że nie jesteśmy nad Zatoką” – meldują.

17:03 – Taylor: „Zmieniliśmy kurs na 0,90 stopni przed 10 minutami.”

17:15 – Taylor: „Zamierzamy lecieć kursem 270 stopni na zachód, dopóki nie osiągniemy brzegu albo nie skończy się Nam paliwo.”

17:24 – Taylor prosi Fort Lauderdale o raport pogody. Wieża fortu odpowiada: „W Lauderdale czysto. Nad Bahamami pochmurno, niski pułap chmur i słaba widzialność.”

18:04 – Taylor ciągle nie wiedząc, czy jest nad Zatoką Meksykańską czy nad Atlantykiem, nadaje przez radio do innych pilotów: „Trzymać 270 stopni. Nie możemy lecieć aż tak daleko na wschód. Zawróćmy znów. Możemy zawrócić i znów lecieć na wschód.”

18:20 – Powers do innych pilotów: „Wszystkie samoloty zewrzeć szeregi! Będziemy mieli kłopoty, jeżeli nie wylądujemy. Kiedy w pierwszym samolocie paliwo spadnie do 10 galonów, pójdziemy wszyscy w dół.”

Potem nagle wszystko ucichło, jak gdyby coś ich wyłączyło…

W ciągu następnych 30 lat co najmniej kilkanaście książek „uzupełniających” mniej lub bardziej wiarygodnymi szczegółami przebieg katastrofy:

„Jeden z ostatnich meldunków Taylora brzmiał: ‘…wygląda na to, jak byśmy…znaleźliśmy się w białej wodzie…zupełnie zagubiliśmy…się…’”

Jeszcze bardziej sensacyjnie wygląda opowieść przed kamerami telewizyjnymi dziennikarza i pisarza amerykańskiego Arta Forda, który twierdzi, jakoby któryś z radioamatorów słyszał ponadto meldunek Taylora przeznaczony dla wieży kontrolnej Fortu Lauderdale następującej treści: „…nie podążaj za mną…wyglądają jak gdyby przybyli z przestrzeni kosmicznej…”

Jeszcze mniej prawdopodobna informacja podaje, jakoby w bazie lotniczej marynarki Opa-Locka pod Miami odebrano o godzinie dziewiętnastej, a więc rzekomo dwie godziny po skończeniu się paliwa w samolotach Flight-19 bardzo słabo słyszalne i stopniowo jakby oddalające się sygnały rozpoznawcze eskadry: „FT…FT…FT…”

I wreszcie jedna z najbardziej nieprawdopodobna informacja, że jakoby jeszcze pół godziny później załoga przepływającego w tamtej okolicy statku handlowego „Gaines Mills” ujrzała na niebie czerwony wybuch.

I tym razem to już jest rzeczywiście wszystko. Ten problematyczny wybuch ostatecznie zakończył relacje z jednej z najdziwniejszych katastrof lotniczych świata. Relacje, ale nie historię…

Bo historia Flight-19 potoczyła się dalszym – jeszcze bardziej niezwykłym – torem.

Z chwilą urwania się kontaktu radiowego ziemi z eskadrą w Fort Lauderdale zapanowała zamieszanie, żeby nie powiedzieć: przestrach. To nie były żarty! Pięć amerykańskich samolotów bojowych lecących nad wodami terytorialnymi USA w odległości zaledwie kilku, najwyżej kilkunastu mil od amerykańskiego lądu ginie nagle bez śladu! Znajdujący się na wieży kontrolnej Fortu Lauderdale oficer dyżurny, komandor H.S. Roberts, zażądał natychmiastowej pomocy od najbliższej bazy Sił Powietrznych Marynarki Wojennej, Banana River Naval Air Station.
Po godzinie wylatuje stamtąd ekipa ratunkowa złożona z dwóch tzw. „Latających Łodzi” (PBM Martin Mariner Flying Boats). Są to potężne hydroplany, posiadające tak olbrzymie zapasy paliwa, że zdolne są do 12-godzinnego lotu, mogące wodować na każdym akwenie i poza 12-osobową załogą posiadające na swym pokładzie wszechstronne wyposażenie, umożliwiające przeprowadzenie akcji ratunkowej we wszelkich warunkach.

Obrazek

PBM-5 Martin Mariner Flying Boat

Jedna z tych latających łodzi, PBM-5, dowodzona przez porucznika H. Cone’a wystartowała o godzinie 19.27. Trzy minuty później porucznik Cone przekazał wiadomość do Banana River NAS o kierunku lotu i…odtąd już nikt nigdy ani nie usłyszał ani nie zobaczył tego samolotu! Tak więc suma tajemniczych katastrof lotniczych wzrosła już do 6 samolotów i 26 osób!
Tym razem już nie można było mówić o przestrachu: całe wybrzeże wschodnie USA ogarnęła wręcz panika. O rozmiarach tejże, niech świadczy fakt, iż do wielodniowej akcji ratunkowej, a potem już tylko poszukiwawczej, zaangażowano 18 jednostek nawodnych (kutry patrolowe, łodzie podwodne i duże okręty wojenne) i 277 różnego typu i rodzaju samolotów. I cóż ta akcja dała? Przede wszystkim samoloty i łodzie podwodne przeszukały teren, nad którym załoga „Gaines Mills” rzekomo widziała czerwony wybuch. Nie znaleziono tam jednak ani szczątków, ani bodaj plam oleju.
Pilot kapitan J.D. Morrison z Eastern Airlines trzy dni po katastrofie zakomunikował dowództwu akcji poszukiwawczej, że podobno widział na moczarach 10 mil na południowy zachód od Melbourne na Florydzie błyskające światła, a nawet ludzi przy ognisku. Już w ciągu następnego dnia przy pomocy samolotów, małych sterowców wywiadowczych marynarki wojennej, wreszcie oddziałów pieszych armii marynarki wojennej (słynnych na całym świecie „Marines”) i wojsk obrony wybrzeża dokładnie spenetrowano cały ten teren. Bez rezultatów.
Pilot z korpusu wojsk lotniczych doniósł o zauważeniu dwóch ludzi na dwóch tratwach ratunkowych 300 mil na wschód od Melbourne. Jednakże tankowiec „Erwin Russell”, który znajdował się najbliżej i udał się natychmiast na miejsce, stwierdził że była to tylko tarcza strzelecka używana przez marynarkę wojenną do ćwiczeń na morzu.
Również załoga bombowca B-24 odkryła 290 mil na wschód od Melbourne dwie złączone tratwy ratunkowe. Pilot L. Bostwick i drugi pilot E. Hollander podali dosłownie: „O godzinie 10:45 zlokalizowaliśmy tratwy i krążyliśmy nad nimi. Z początku byliśmy pewni, że było tam dwóch ludzi, ale w miarę obserwacji, pewność nasza malała.” Skierowano tam natychmiast wszystkie najbliższe jednostki ratownicze, które dosłownie przeszukały cały ten teren metr po metrze. Bez rezultatów.
Wreszcie kuter wojsk obrony wybrzeża „The Vigalant” doniósł o zaobserwowaniu 180 mil na wschód od Melbourne „czegoś, co może być spadochronem”. Ale i tym razem szczegółowa penetracja tego rejonu nie doprowadziła do niczego.

W przeciągu kilku godzin, 6 samolotów z 26 osobami na pokładzie zginęło bez śladu. Niesamowitość tej katastrofy z biegiem czasu przestała budzić wprawdzie pierwotną panikę, ale za to poczęła obrastać w niepokojącą legendę. Tym bardziej, że – jak to później w czasie śledztwa zeznał odpowiedzialny za szkolenie lotników Fort Lauderdale komandor-porucznik R.H. Wirshing – mało brakowało, by lotnictwo USA straciło jeszcze jeden samolot! Jak się okazało, rankiem tegoż 5 grudnia z Fort Lauderdale wyleciał na lot ćwiczebny w ten sam rejon pojedynczy samolot. I już wówczas okazało się, że w pewnym momencie wszystkie przyrządy pokładowe przestały działać, a zdezorientowany pilot z wielkim trudem wylądował…50 mil na północ od swej bazy. A gdy jeszcze wyszło na jaw, że dwaj członkowie załogi Flight-19 tuż przed startem prosili dowódcę o wyłączenie ich z planowanego lotu nie mogąc i nie chcąc przy tym podać żadnych racjonalnych powodów – niepokojąca legenda poczęła z wolna nabierać cech mistycznej wręcz grozy.
Czyżby dla wytłumaczenia tej – może nawet dziwnej, ale przecież na dobrą sprawę grożącej każdemu lotowi – katastrofy lotniczej należało sięgać aż do…parapsychologii?


„Istnieje wiele możliwych przyczyn tego typu tragedii lotniczych – odpowiedział w 1967 roku zagadnięty o to znakomity ówcześnie pilot radziecki Ilia Mazuruk. – Ale wymienię tylko cztery najważniejsze:

1) defekty w urządzeniach technicznych, w konstrukcji samolotów bądź silników;

2) nieprawidłowe działanie załogi, związane głównie z nieumiejętnością latania „na ślepo”, bez widoczności ziemi;

3) złe działanie służby naziemnej zobowiązanej bez przerwy do kontrolowania i ubezpieczania lotu;

4) niedostateczna znajomość żywiołu powietrznego i – co za tym idzie – nieumiejętność przewidywania niebezpieczeństw, prawidłowego obliczenia czasu i wysokości lotu.

Jeszcze dalej w „racjonalizacji” tragedii Flight-19 idzie amerykański dziennikarz L.D. Kusche:

1. Zmienna pogoda. Wprawdzie w momencie startu pięciu maszyn określono ją jako „piękną”, to jednak samoloty, które wyruszyły na poszukiwanie zaginionej eskadry, meldowały już o „skrajnych zaburzeniach i niepewnych warunkach lotu”.

2. Odmowa Taylora przestawienia radiostacji pokładowej na inny kanał. Według Kuschego łączność na innym kanale wyeliminowałyby zakłócenia i zaniki transmisji, dzięki czemu akcja kontroli z ziemi i prowadzenia samolotów miałaby więcej szans powodzenia.

3. Taylor był w Fort Lauderdale „człowiekiem nowym”. Odkomenderowany tam został niedawno i prawdopodobnie słabo znał okolice wysp Bahama, jak też cały obszar wokół półwyspu Floryda.

4. Awaria kompasów w samolocie porucznika Taylora. Awaria ta do reszty już zdezorientowała i tak nie bardzo znającego okolicę porucznika, za którym bez protestu poszli dowódcy innych samolotów.

5. Stwierdzony przez ekspertyzę dowództwa marynarki wojennej brak w samolotach zegarów pokładowych. Z częstych radiowych pytań Taylora o czas Kusche wnosi, iż także ani on, ani inni lotnicy nie mieli własnych zegarków.



W ten oto sposób zwycięsko rozprawiwszy się z przyczynami katastrofy, Kusche uderza także śmiało w legendę otaczającą cały ten wypadek. Zgadza się więc na przyjęte rzekomo przez jakiegoś radioamatora słowa Taylora: „Nie goń mnie” lub „Nie podążaj za mną” i autorytatywnie wyjaśnia, że skierowane one zostały do zbyt blisko lecącego któregoś z samolotów eskadry, ale nie zgadza się już na istnienie dalszej części meldunku: „…wyglądają, jak gdyby przybyli z przestrzeni kosmicznej…”.

Wreszcie „rozwiązuje” on również zagadkę zaginięcia 12-osobowej załogi „Latającej Łodzi” PBM-5.

Akcja ratunkowa, według Kuschego, zaczęła się jeszcze w chwili, gdy Flight-19…znajdował się jeszcze w powietrzu! O godzinie 18:20, w momencie, gdy Powers podawał ostatni słyszalny na ziemi rozkaz, już w Dinner Key w Miami wystartował samolot Dumbo. Niestety, wkrótce utracił on łączność z ziemią z powodu oblodzenia anten. 25 minut później startuje następna maszyna z Vero Beach, a o godzinie 19.21 – z Daytona Beach. Wreszcie, o godzinie 19.27 startują z Banana River dwie „Latające Łodzie”, a po nich dalsze jeszcze samoloty z innych lotnisk.
Ze wszystkich tych samolotów ratunkowych ginie tylko jeden, PBM-5. W oficjalnej nomenklaturze nosi on nazwę „Latająca Łódź”, ale przez lotników, ten typ samolotu nazywany jest „latającym zbiornikiem gazu”. Zawiera on mianowicie tak dużą ilość gazu, iż „najmniejsza nieostrożność na jego pokładzie wywołuje eksplozję”. I właśnie eksplozja taka nastąpiła na rzekomo zaginionym PBM-5.

Tyle Kusche. Trzeba przyznać, że dużo. Nawet aż za dużo. Daleki jestem wprawdzie od podtrzymywania na siłę mistycznej grozy wokół zaginięcia nad Bermudami sześciu amerykańskich samolotów, ale z drugiej strony nie trzeba być fachowcem, by stwierdzić, że także szereg „racjonalnych” argumentów Kuschego bardziej odpowiada głębokiemu przekonaniu autora, aniżeli logice:

Po pierwsze – rzeczywiście, w momencie rozpoczęcia akcji ratunkowej pogoda nie była najlepsza. Już o godzinie 17.24 Fort Lauderdale stwierdzał iż nad Bahamami jest niski pułap chmur i słaba widoczność. Rzecz jednak w tym, iż tenże Fort Lauderdale otrzymał pierwszy meldunek o straceniu orientacji przez Flight-19 już o godzinie 15.40, czyli niemal dwie godziny przedtem, kiedy pogoda była jeszcze klarowna;

Po drugie – można swobodnie gdybać na temat ewentualnej zmiany kanału radiowego. Wydaje mi się jednak, że żaden dowódca eskadry, który znajdzie się w takiej sytuacji, nie zaryzykowałby zmiany kanału. Istnieje bowiem ryzyko, że nie tylko stracą łączność z wieżą kontrolną, ale także piloci eskadry między sobą nie będą mogli się porozumieć. Dla mnie więc, brak zmiany kanału świadczy o profesjonalizmie dowódcy eskadry – Taylora;

Po trzecie – termin „przed niedawnym czasem”, którego używa Kusche pisząc o odkomenderowaniu Taylora do Fort Lauderdale, może zarówno oznaczać kilka miesięcy jak i kilka lat. W każdym bądź razie nie wydaje mi się realne, aby dowództwo eskadry powierzono człowiekowi, który nie zna tych okolic, a czterej pozostali piloci, widząc, że wyprowadza on ich na manowce, lecieli za nim z zamkniętymi oczyma;

Po czwarte – Kusche swobodnie wspomina wprawdzie o awarii obu kompasów w samolocie Taylora, ale nie próbuje nawet w jakikolwiek sposób wyjaśnić tego dziwnego zjawiska. Przy czym przypomnijmy sobie, że nagła awaria przyrządów nie dotyczyła tylko samolotu Taylora, ale wszystkich samolotów Flight-19;

Po piąte – wręcz absurdalnie wygląda podejrzenie Kuschego, iż radiowe pytania Taylora o czas świadczą o tym, że piloci wystartowali bez zegarków. Spróbujmy sobie wyobrazić czternastu wojskowych pilotów określony co do minuty plan lotu, z których żaden nie ma nawet ręcznego zegarka – absurd i totalna bzdura.

Z takim samym absurdalnym podejściem Kusche rozprawia się z pozostałymi faktami dotyczącymi wypadku. Na jakiej zasadzie połowę przejętej przez radioamatora wiadomości Kusche uznaje za prawdziwą, a drugą połowę wkłada między bajki? Skąd wie do kogo właściwie były skierowane słowa Taylora? A w końcu uznanie potencjalnego wybuchu „Latającej Łodzi” za zwykły, niemal codzienny wypadek – mówiąc oględnie – również mija się z prawdą. Czy możemy sobie wyobrazić, że jakiekolwiek państwo na świecie zdecydowałoby się na seryjną produkcję samolotów, które z reguły mają w zwyczaju wylatywać w powietrze?


Tak więc wolę jednak pozostać przy opinii specjalnej komisji marynarki wojennej USA, która tak oto zakończyła swój raport na temat tajemniczej historii z Fort Lauderdale:

”Nie jesteśmy w stanie nawet w przybliżeniu ustalić przyczyn wypadku”





Daleki jestem od składania zaginięcia Flight-19 i PBM-5 na barki małych, szarych ludzików. Zastanawiające jest jednak to, co tak naprawdę się stało. Biorąc pod uwagę ilość paliwa w samolotach Flight-19 i kierunek, w którym mogli lecieć – jeśli doszłoby do wybuchu – musiałby być on zauważony. Zatoka Meksykańska jest wręcz zapełniona jachtami, statkami wycieczkowymi i do połowu ryb. Rejon Trójkąta Bermudzkiego to jeden z najbardziej uczęszczanych „autostrad” morskich, zaraz po Kanale LaManche. Jeśli doszłoby do wybuchu bądź upadku samolotu, musiałoby to być zauważone – ciała, wraki, kawałki maszyn, plamy oleju – cokolwiek, co mogłoby zostać po katastrofie. Nie znaleziono dosłownie nic…

A co ty o tym sądzisz [you] ?




Post napisany na podstawie książek:

J.W. Spencer – „Limbo of the Lost Today”
Lucjan Znicz – „Goście z Kosmosu” - tom III
Charles Berlitz – “The Bermuda Triangle”
Adi-Kent Thomas Jeffrey – “Flight-19”
Awatar użytkownika
Ignorant
Forumowy maniak
Forumowy maniak
Posty: 378
Rejestracja: 2010-05-31, 20:33
Lokalizacja: Katowice

Re: Flight-19

Post autor: Ignorant »

Według Mnie jest to bardzo dziwne ... ale jak wiadomo na obszarze "Trójkąta Bermudzkiego" dochodzi do wielu takich "dziwnych" zdarzeń ;] Co się wtedy stało z 6 samolotami?Gdzie zaginęło 26 osób? Dlaczego maszyny nawaliły? Odpowiedzi na te pytania pewnie nigdy nie usłyszymy i możemy w tej kwestii tylko sobie gdybyć ^^
Awatar użytkownika
Spooky Fox
Administrator
Administrator
Posty: 1976
Rejestracja: 2009-03-02, 02:05
Lokalizacja: Kłodzko
Komentarze: 6

Re: Flight-19

Post autor: Spooky Fox »

No to możemy przecież troszkę pogdybać, prawda? A może ktoś będzie miał sensowne wyjaśnienie?
cleric
Senior forum
Senior forum
Posty: 1875
Rejestracja: 2006-07-29, 15:41
Lokalizacja: Wrocław
Komentarze: 2

Re: Flight-19

Post autor: cleric »

jakiś czas temu trafiłam na kolejny film dokumentalny o Trójkącie, m.in. omawiano tam los tych samolotów. Z tego co pamiętam, kilka/ kilkanaście lat później tą sama trasą leciał pewien doświadczony pilot znający okolicę. W czasie lotu ujrzał on tunel z chmur (wirujących) i poczuł jak samolot nabiera niespotykanej prędkości. Po wyleceniu z tunelu i wylądowaniu odkrył, że zużył o wiele mniej paliwa niż powinien a i czas jaki zajęła mu podróż był niewiarygodnie krótki. Chyba podawano, że aby tak szybko pokonać trasę musiałby lecieć 3000! km/h co jest niemożliwe. Całą sytuację starano się wytłumaczyć chwilowym zagięciem czasoprzestrzeni (nie umiem precyzyjniej:P). Natomiast zaginięcia statków tłumaczone są złożami gazu(?) pod dnem, wydobywające się bąbelki sprawiają, że woda staje się rozrzedzona i pieni się, przez co nie jest w stanie utrzymać statków i idą one na dno. Tyle ode mnie :P
Awatar użytkownika
Arek
Senior forum
Senior forum
Posty: 2381
Rejestracja: 2006-01-28, 01:59
Lokalizacja: Steinach / Niemcy
Komentarze: 19

Re: Flight-19

Post autor: Arek »

Flight-19 :) :) :) moje ulubione

Cóż wersji jest parę, tak jak już w poście zauważono.

Martin Mariner Flying Boat

Może nie bez przesady nazywano te samoloty "zbiornikiem gazu"?, z innej wersji tej historii można się dowiedzieć że załoga statku Gaines Mills widziała lecący ogień na niebie, a sam kapitan powiedział że widział palący się samolot który spadł do morza.
Komendant statku który brał udział w poszukiwaniach USS Solomons próbował przekonywać że na radarze widział dokładnie miejsce gdzie ten samolot miał spaść do wody. Miejsce to zgadzało się z tym które wskazywała załoga Gaines Mills. Tylko dziwne w tym wszystkim że jest podane (mniej więcej) miejsce upadku ale intensywne poszukiwania nic nie dało, nawet śladów oleju na wodzie.

Tower

Podobno rozmowa między porucznikiem Taylorem a wieżą w Fort Lauderdale pochodzi z notatnika R.H Wirshinga, tak przynajmniej podaje pan Eckert w swoim artykule z 1962r.
A więc pan Wirshing pełnił służbę w wieży kiedy to porucznik Taylor i jego kompani mieli owe kłopoty, pan Wirshing zapisywał rozmowę.......... lata póżniej tv BBC robiła program dokumentalny o Flight-19 wtedy to pan Wirshing powiedział że nie robił żadnych notatek, a służbę podjął dopiero wtedy gdy nie było już żadnych wiadomości od załóg samolotów.
Ale mniejsza z tym. Z czasem wszystko się zrobiło jakieś powikłane, raz były jakieś dodane dialogi, a raz u innych autorów tych dialogów nie było.
A nie uważacie że te samoloty musiały być widoczne na radarze Fortu Lauderdale?, nawet jeśli z początku w celu ćwiczeń leciały b. nisko żeby radar nieprzyjaciela ich nie wykrył to przynajmniej już wtedy kiedy zrobiło się poważnie skończyliby z ukrywaniem się i weszli na odpowiednią wysokość.

Fakt faktem że doszło do zaginięcia paru samolotów w ciągu bardzo krótkiego czasu i do dzisiaj nikt ich nie odnalazł , to jest fakt, i to już jest dziwne ,wprawdzie mrożnym ,zimowym dniem nie znajdzie się wielu co pływali wtedy na morzu (i mogliby być świadkami) ale akcja ratunkowa była szeroko zakrojona i wręcz niewytłumaczalne dlaczego nic nie znaleziono.
Po czwarte – Kusche swobodnie wspomina wprawdzie o awarii obu kompasów w samolocie Taylora, ale nie próbuje nawet w jakikolwiek sposób wyjaśnić tego dziwnego zjawiska. Przy czym przypomnijmy sobie, że nagła awaria przyrządów nie dotyczyła tylko samolotu Taylora, ale wszystkich samolotów Flight-19;

Po piąte – wręcz absurdalnie wygląda podejrzenie Kuschego, iż radiowe pytania Taylora o czas świadczą o tym, że piloci wystartowali bez zegarków. Spróbujmy sobie wyobrazić czternastu wojskowych pilotów określony co do minuty plan lotu, z których żaden nie ma nawet ręcznego zegarka – absurd i totalna bzdura.
nic dodać , nic ująć

Mam książkę gdzie autor sceptyk napisał tak: "same mity i przekręcone wypowiedzi", czytałem dalej z zaciekawieniem żeby dowiedzieć się "prawdy" :roll: ale się roczarowałem, autor nie umiał wyjaśnić tej zagadki a rzekomego dialogu między wieżą a samolotami nie chciał nawet komentować, dlaczego?, może dlatego że to tak fantastyczne że odpowiedzi nie ma?.
Co mogło stać się z tymi samolotami?, jak myślicie?, ja napiszę jutro moje przemyślenia, chciałbym jeszcze wrócić do Taylora i jego znajomości obszaru.
Taylor: „Oba kompasy wysiadły i próbuję znaleźć Fort Lauderdale. Jestem pewien, że znajduję się nad Cay, ale nie wiem w jakiej odległości.”
"znajduję się nad Cay"
W tej okolicy jest Great Sale Cay nad wyspami Bahama oraz Great Sale Cay u wybrzeży Florydy, te drugie znał, te nad Bahama podobno nie. Gdyby pomylił się to samoloty poleciałyby w siną dal w Atlantyk. Ale w poszukiwaniach nawet to brano pod uwagę i pomimo tego do dzisiaj nic nie znaleziono
Awatar użytkownika
Kamwis
Nowa Krew
Nowa Krew
Posty: 17
Rejestracja: 2011-05-28, 22:00
Lokalizacja: Toruń

Re: Flight-19

Post autor: Kamwis »

Moim zdaniem jeżeli już coś miałoby doprowadzac do tych wszystkich wypadków w Trójkącie, to tylko jakieś zwykłe pole magnetyczne Ziemi, przyrządy mogły zwariowac i kapitan nie wiedział co się dzieje i... buum do morza. :D
lub jakaś anomalia pogodowa, bo na pewno jest jakieś "naturalne wytłumaczenie".
Awatar użytkownika
Spooky Fox
Administrator
Administrator
Posty: 1976
Rejestracja: 2009-03-02, 02:05
Lokalizacja: Kłodzko
Komentarze: 6

Re: Flight-19

Post autor: Spooky Fox »

Kurde, założyłem temat i całkowicie o nim zapomłem :D
cleric pisze:W czasie lotu ujrzał on tunel z chmur (wirujących) i poczuł jak samolot nabiera niespotykanej prędkości. Po wyleceniu z tunelu i wylądowaniu odkrył, że zużył o wiele mniej paliwa niż powinien a i czas jaki zajęła mu podróż był niewiarygodnie krótki. Chyba podawano, że aby tak szybko pokonać trasę musiałby lecieć 3000! km/h co jest niemożliwe.
A tutaj muszę Cię zdziwić, Cleric. Otóż jest coś takiego, co nazywa się Jet Streams. Są to prądy powietrza wiejące w pobliżu tropopauzy. Jeśli samolot dostaje się w taki prąd i lecą w tym samym kierunku, specjaliści obliczyli, że lot z Los Angeles do Tokio trwałby około 5 godzin *_*

Tak więc, to może akurat tłumaczyć rzekomą prędkość i zużycie paliwa. Resztę, jak chociażby ułożenie chmur można zrzucać na karb wybujałej fantazji.

Arek pisze:Może nie bez przesady nazywano te samoloty "zbiornikiem gazu"?, z innej wersji tej historii można się dowiedzieć że załoga statku Gaines Mills widziała lecący ogień na niebie, a sam kapitan powiedział że widział palący się samolot który spadł do morza.
Komendant statku który brał udział w poszukiwaniach USS Solomons próbował przekonywać że na radarze widział dokładnie miejsce gdzie ten samolot miał spaść do wody. Miejsce to zgadzało się z tym które wskazywała załoga Gaines Mills. Tylko dziwne w tym wszystkim że jest podane (mniej więcej) miejsce upadku ale intensywne poszukiwania nic nie dało, nawet śladów oleju na wodzie.
Właśnie. Zero śladów. Sceptycy tłumaczą braki śladów silnymi prądami morskimi, które przepływają akurat w rejonach Trójkąta Bermudzkiego.

Tak czy owak, bardzo mocno, ale to bardzo, bardzo mocno wątpię, żeby mocarstwo - fakt, głupie i zidiociałe, ale mimo wszystko silne, z którego siłą militarną trzeba się liczyć - wprowadziło do produkcji samoloty, które z reguły zamiast latać i robić, co do nich należy, wolałyby wybuchać. Wybaczcie, ale to niemożliwe.
Awatar użytkownika
IteratorZX81
Forumowy maniak
Forumowy maniak
Posty: 419
Rejestracja: 2008-09-05, 18:38

Re: Flight-19

Post autor: IteratorZX81 »

Może po prostu lepszych samolotów (w tamtym okresie) o zbliżonej wielkości i zasięgu nie było w tamtym okresie?

Wiesz, Spooky - z braku laku...
Awatar użytkownika
Spooky Fox
Administrator
Administrator
Posty: 1976
Rejestracja: 2009-03-02, 02:05
Lokalizacja: Kłodzko
Komentarze: 6

Re: Flight-19

Post autor: Spooky Fox »

Z braku laku produkujmy masowo samoloty, które z reguły lubią wybuchać?

Bardzo mocno wątpliwe. Gdyby to chodziło o Polskę, Azerbejdżan czy inne podobne kraje trzeciego świata, to być może byłoby to możliwe.

Ale nie dajmy się zwariować - może amerykanie są idiotami, wszak składają się z pruderyjnych anglików i murzynów, których wódz wolał sprzedać, ale siłę ognia, nawet wówczas, mieli przeogromną. Nie zapominajmy, że również masa genialnych naukowców, którzy teraz szczycą się mianem "amerykańskich" napłynęła do USA z Rosji, Niemiec, Anglii, Holandii, a nawet z Polski. Tak więc raczej wątpię, czy mieli ten przysłowiowy "brak laku".
Awatar użytkownika
Arek
Senior forum
Senior forum
Posty: 2381
Rejestracja: 2006-01-28, 01:59
Lokalizacja: Steinach / Niemcy
Komentarze: 19

Re: Flight-19

Post autor: Arek »

Ostatnio oglądałem film o trójkącie Bermudzkim i mówiono tam o wielu poszukiwaczach w ostatnich latach, niby sprzęt do wykrywania mamy coraz lepszy ale nadal nie jest człowiek w stanie znależć te samoloty. Z drugiej strony natura ma czas i coraz bardziej trudno będzie je znależć. Powiedziano coś jeszcze, gdyby wpadły w obszar gdzie przepływa golfsztorm mogły by zostać przeniesione nawet o tysiące km.
ODPOWIEDZ

Załóż konto lub zaloguj się, aby dołączyć do dyskusji

Aby wysłać odpowiedź, musisz być zarejestrowanym użytkownikiem

Załóż konto

Nie masz konta? Zarejestruj się, aby dołączyć do naszej społeczności
Członkowie forum mogą zakładać tematy i śledzić odpowiedzi
Jest to bezpłatne i zajmuje tylko minutę

Zarejestruj się

Zaloguj się

Wróć do „Niewyjaśnione zjawiska”