Tajemnice statków bez załogi
Re: Tajemnice statków bez załogi
Tak się zastanawiam, możliwe, że to były syreny
Re: Tajemnice statków bez załogi
Tajemnice statków bez załogi- cz.II Pływające Groby
Fakt, że rzeczywiste losy ''Latających Holendrów'' są tak różne od rozpowszechnianych o nich przed wiekami mitów, wcale nie wyklucza takiej możliwości, iż prawda ta bardzo często jest równie okropna oraz zagadkowa, jak najbardziej zagmatwane legendy.
Stare annały marynarskie podają, że w roku 1773 żywy statek został zmieniony w wieszczącego nieszczęście Latającego Holendra nie przez Boga czy też Szatana, tylko przez właśnie samych ludzi.
Stanek ten w swej drodze z Bliskiego Wschodu zatrzymał się w Wenecji, aby pobrać wodę oraz prowiant na dalszą swą podróż. Niestety zamiast żywności w stronę statku skierowano działa portowe pod groźbą, że jeżeli szybko nie opuści portu, zostanie zbombardowany.
Okazało się bowiem, że do weneckiego portu szybciej doszła wieść, iż statek jest zadżumiony.
Takież przyjęcie zgotowano mu w Tunisie.
Próbował znaleźć jeszcze pomoc w śródziemnomorskich portach Francji i Hiszpanii, ale i tam odmawiano pomocy, aż 23- osobowa załoga wymarła bez reszty.
Dziś już nie wiadomo, czy śmierć załogi była spowodowana chorobą, czy też ludzie poumierali z braku żywności oraz wody.
Statek ponoć jeszcze długi czas po śmierci ostatniego członka załogi straszył prawdziwą groźbą zwleczenia dżumy, czy urojoną groźbą Latającego Holendra
(a może tylko jako widomy dowód ludzkiej bezlitości?), przepływające w pobliżu Azorów załogi.
Nie mniej okrutny, choć do tego jeszcze bardziej tajemniczy los spotkał załogę angielskiego trójmasztowego żaglowca ''Marlborough''. W roku 1890 wyruszył on z Nowej Zelandii z ładunkiem wełny i baraniny do Angli.
Ostatni raz spotkano go chyba na najbardziej burzliwym akwenie świata, na samym południowym czubku kontynentu amerykańskiego, u przylądka Horn.
Mimo iż statek nigdy nie dopłynął do wyznaczonego portu, spotkanie to wcale nie było ostatnie.
Bo oto w roku 1913, 23 lata później załoga innego statku angielskiego ponownie go spotkała na swej drodze w tym samym miejscu (ściślej w Cieśninie Magellana między lądem amerykańskim, a Ziemią Ognistą, w pobliżu miejscowości Punta Arenas).
Załoga statku angielskiego nie tylko owy statek spotkała, ale nawet szczegółowo zbadała.
Statek według raportów admiralicji brytyjskiej- był nie uszkodzony, ale na pokładzie spośród 23 członków załogi, która to ćwierć wieku przedtem wyruszyła z Nowej Zelandii, znaleziono tylko 13 kościotrupów.
Co mniej równie zagadkowy los spotkał zaledwie cztery lata później, w 1894 roku, inny trójmasztowiec handlowy, tym razem szwedzki. Owy statek nie błąkał się w prawdzie dziesiątki lat po oceanach świata, gdy został odkryty na oceanie Indyjskim, żył na nim jeszcze nawet sam kapitan, lecz po za nim na pokładzie znajdowało się tylko 38 trupów załogi.
Tajemnica na samym początku wydawała się nawet łatwa do wykrycia. Na gafie statku również powiewała flaga nieszczęścia (znak to, że tragiczny los załogi musiał się rozwijać powoli), a żyjący i jedyny świadek mógł o nim opowiedzieć.
Niestety zagadkowe nieszczęście okazało się silniejsze od wytrzymałości psychicznej samego kapitana i człowiek ten nie odzyskawczy zmysłów wkrótce zabrał całą tajemnicę ze sobą do grobu.
Najbardziej jednak niezwykła tragedia miała miejsce stosunkowo nie dawno bo w roku 1948, spotkała ona załogę holenderskiego drobnicowca ''Orang Medan''. W lutym tego roku, kiedy to znalazł się on w wąskiej cieśninie Malakka, między Półwyspem Malajskim, a Sumatrą, najbliższa tego miejsca kontrola radiowa w Singapurze odebrała nagle nadaną drogą radiotelegraficzną bardzo dziwną depeszę;
''Zginął kapitan i wszyscy oficerowie. Jestem jedynym żywym człowiekiem na pokładzie''
Potem nastąpiło szereg znaków nie mających żadnej treści i na samym końcu jeszcze jedno do zrozumienia słowo; Umieram.
Depesza nie podawała ani nazwy statku, ani jego współrzędnych, a nieporadny sposób nadawania samych znaków mówił wyraźnie, że autorem ich nie był żaden zawodowy radiotelegrafista.
Czyżby to był jedynie głupi dowcip?
Ale na morzu nie ma miejsca na głupie dowcipy. Mimo niekompletności informacji dyżurny centrum radiowego w Singapurze na podstawie radiopelengacji ustalił przybliżony punkt wysłania depeszy w eter i wezwał wszystkie pobliskie jednostki do rozpoczęcia poszukiwań tajemniczego statku.
Istotnie przybyłe zarówno z Singapuru, jak i również z Sumatry statki ratownicze odkryły w odległości zaledwie 50 mil od punktu określonego przez radiopelengacje drobnicowiec ''Orang Medan''.
A gdy załogi tych statków wspięły się na pokład, prawdziwość depeszy sprawdziła się w przerażający sposób aż do joty, na mostku kapitańskim znaleziono trupy kapitana, dwóch oficerów i sternika,na samym pokładzie zaś wszystkich marynarzy i okrętowego psa.
Po za tym statek był całkowicie sprawny, w zupełnym porządku, nie było na nim śladów walki, czy bodaj rozgardiaszu.
Uczestniczący w ekipach ratowniczych lekarze natychmiast przystąpili do badań wszystkich zwłok. U nikogo z członków załogi nie stwierdzono żadnych ran, nie wykryto też objawów jakiejkolwiek gwałtownie działającej choroby zakaźnej, wykluczono również wszelkiego rodzaju zatrucia.
Jedyne, co było wspólne dla wszystkich zmarłych członków załogi, to zastygły na ich twarzach wyraz przerażenia i bólu.
Jak zmarła więc załoga, co było tak naprawdę przyczyną śmierci tych ludzi, zagadka ta do dziś nie została wyjaśniona.
Fakt, że rzeczywiste losy ''Latających Holendrów'' są tak różne od rozpowszechnianych o nich przed wiekami mitów, wcale nie wyklucza takiej możliwości, iż prawda ta bardzo często jest równie okropna oraz zagadkowa, jak najbardziej zagmatwane legendy.
Stare annały marynarskie podają, że w roku 1773 żywy statek został zmieniony w wieszczącego nieszczęście Latającego Holendra nie przez Boga czy też Szatana, tylko przez właśnie samych ludzi.
Stanek ten w swej drodze z Bliskiego Wschodu zatrzymał się w Wenecji, aby pobrać wodę oraz prowiant na dalszą swą podróż. Niestety zamiast żywności w stronę statku skierowano działa portowe pod groźbą, że jeżeli szybko nie opuści portu, zostanie zbombardowany.
Okazało się bowiem, że do weneckiego portu szybciej doszła wieść, iż statek jest zadżumiony.
Takież przyjęcie zgotowano mu w Tunisie.
Próbował znaleźć jeszcze pomoc w śródziemnomorskich portach Francji i Hiszpanii, ale i tam odmawiano pomocy, aż 23- osobowa załoga wymarła bez reszty.
Dziś już nie wiadomo, czy śmierć załogi była spowodowana chorobą, czy też ludzie poumierali z braku żywności oraz wody.
Statek ponoć jeszcze długi czas po śmierci ostatniego członka załogi straszył prawdziwą groźbą zwleczenia dżumy, czy urojoną groźbą Latającego Holendra
(a może tylko jako widomy dowód ludzkiej bezlitości?), przepływające w pobliżu Azorów załogi.
Nie mniej okrutny, choć do tego jeszcze bardziej tajemniczy los spotkał załogę angielskiego trójmasztowego żaglowca ''Marlborough''. W roku 1890 wyruszył on z Nowej Zelandii z ładunkiem wełny i baraniny do Angli.
Ostatni raz spotkano go chyba na najbardziej burzliwym akwenie świata, na samym południowym czubku kontynentu amerykańskiego, u przylądka Horn.
Mimo iż statek nigdy nie dopłynął do wyznaczonego portu, spotkanie to wcale nie było ostatnie.
Bo oto w roku 1913, 23 lata później załoga innego statku angielskiego ponownie go spotkała na swej drodze w tym samym miejscu (ściślej w Cieśninie Magellana między lądem amerykańskim, a Ziemią Ognistą, w pobliżu miejscowości Punta Arenas).
Załoga statku angielskiego nie tylko owy statek spotkała, ale nawet szczegółowo zbadała.
Statek według raportów admiralicji brytyjskiej- był nie uszkodzony, ale na pokładzie spośród 23 członków załogi, która to ćwierć wieku przedtem wyruszyła z Nowej Zelandii, znaleziono tylko 13 kościotrupów.
Co mniej równie zagadkowy los spotkał zaledwie cztery lata później, w 1894 roku, inny trójmasztowiec handlowy, tym razem szwedzki. Owy statek nie błąkał się w prawdzie dziesiątki lat po oceanach świata, gdy został odkryty na oceanie Indyjskim, żył na nim jeszcze nawet sam kapitan, lecz po za nim na pokładzie znajdowało się tylko 38 trupów załogi.
Tajemnica na samym początku wydawała się nawet łatwa do wykrycia. Na gafie statku również powiewała flaga nieszczęścia (znak to, że tragiczny los załogi musiał się rozwijać powoli), a żyjący i jedyny świadek mógł o nim opowiedzieć.
Niestety zagadkowe nieszczęście okazało się silniejsze od wytrzymałości psychicznej samego kapitana i człowiek ten nie odzyskawczy zmysłów wkrótce zabrał całą tajemnicę ze sobą do grobu.
Najbardziej jednak niezwykła tragedia miała miejsce stosunkowo nie dawno bo w roku 1948, spotkała ona załogę holenderskiego drobnicowca ''Orang Medan''. W lutym tego roku, kiedy to znalazł się on w wąskiej cieśninie Malakka, między Półwyspem Malajskim, a Sumatrą, najbliższa tego miejsca kontrola radiowa w Singapurze odebrała nagle nadaną drogą radiotelegraficzną bardzo dziwną depeszę;
''Zginął kapitan i wszyscy oficerowie. Jestem jedynym żywym człowiekiem na pokładzie''
Potem nastąpiło szereg znaków nie mających żadnej treści i na samym końcu jeszcze jedno do zrozumienia słowo; Umieram.
Depesza nie podawała ani nazwy statku, ani jego współrzędnych, a nieporadny sposób nadawania samych znaków mówił wyraźnie, że autorem ich nie był żaden zawodowy radiotelegrafista.
Czyżby to był jedynie głupi dowcip?
Ale na morzu nie ma miejsca na głupie dowcipy. Mimo niekompletności informacji dyżurny centrum radiowego w Singapurze na podstawie radiopelengacji ustalił przybliżony punkt wysłania depeszy w eter i wezwał wszystkie pobliskie jednostki do rozpoczęcia poszukiwań tajemniczego statku.
Istotnie przybyłe zarówno z Singapuru, jak i również z Sumatry statki ratownicze odkryły w odległości zaledwie 50 mil od punktu określonego przez radiopelengacje drobnicowiec ''Orang Medan''.
A gdy załogi tych statków wspięły się na pokład, prawdziwość depeszy sprawdziła się w przerażający sposób aż do joty, na mostku kapitańskim znaleziono trupy kapitana, dwóch oficerów i sternika,na samym pokładzie zaś wszystkich marynarzy i okrętowego psa.
Po za tym statek był całkowicie sprawny, w zupełnym porządku, nie było na nim śladów walki, czy bodaj rozgardiaszu.
Uczestniczący w ekipach ratowniczych lekarze natychmiast przystąpili do badań wszystkich zwłok. U nikogo z członków załogi nie stwierdzono żadnych ran, nie wykryto też objawów jakiejkolwiek gwałtownie działającej choroby zakaźnej, wykluczono również wszelkiego rodzaju zatrucia.
Jedyne, co było wspólne dla wszystkich zmarłych członków załogi, to zastygły na ich twarzach wyraz przerażenia i bólu.
Jak zmarła więc załoga, co było tak naprawdę przyczyną śmierci tych ludzi, zagadka ta do dziś nie została wyjaśniona.
- UFOszaman
- Aktywny pisacz
- Posty: 143
- Rejestracja: 2012-10-06, 12:55
- Lokalizacja: Warszawa
- Komentarze: 1
Re: Tajemnice statków bez załogi
A czy większość tych tajemniczych statków bez załogi nie dryfowała lub płynęła w obszarze trójkąta Bermudzkiego ?
Bo o takich " statkach bez załogi ", które znikały pozostawiając nie zjedzone gorące zupy czy nie dopite gorące napoje - czytałem w zapiskach o trójkącie bermudzkim.
Bo o takich " statkach bez załogi ", które znikały pozostawiając nie zjedzone gorące zupy czy nie dopite gorące napoje - czytałem w zapiskach o trójkącie bermudzkim.
Re: Tajemnice statków bez załogi
Przeczytaj uważnie temat, a wszystko będziesz wiedział, co, gdzie, którędy jaki statek przepływał. Wszystko w tym temacie zostało opisane.
- UFOszaman
- Aktywny pisacz
- Posty: 143
- Rejestracja: 2012-10-06, 12:55
- Lokalizacja: Warszawa
- Komentarze: 1
Re: Tajemnice statków bez załogi
Ok dzięki.Zasugerowałem się na szybko tematem pływających statków bez załóg, gdzie w pierwszej kolejności skojarzyłem opisy takich zdarzeń w trójkącie Bermudzkim opisywanym przez szwajcarskiego pisarza Ericka von Danikena.
Sorki.
Sorki.
Re: Tajemnice statków bez załogi
Spoko, nic się nie stało
Poczytaj sobie też książki Lucjana Znicza, również bardzo ciekawe, na ich właśnie podstawie opracowałam ten temat.
Poczytaj sobie też książki Lucjana Znicza, również bardzo ciekawe, na ich właśnie podstawie opracowałam ten temat.
- UFOszaman
- Aktywny pisacz
- Posty: 143
- Rejestracja: 2012-10-06, 12:55
- Lokalizacja: Warszawa
- Komentarze: 1
Re: Tajemnice statków bez załogi
Ok, dzięki bardzo - na pewno skorzystam z Twojej rady i przeczytam książki, które mi poleciłaś autorstwa Lucjana Znicza.
Czy są one dostępne w księgarniach czy lepiej wypożyczyć z biblioteki ?Bo Ja wolę od razu kupić i mieć swoje, żeby były w każdej chwili dostępne pod ręką.
Czy są one dostępne w księgarniach czy lepiej wypożyczyć z biblioteki ?Bo Ja wolę od razu kupić i mieć swoje, żeby były w każdej chwili dostępne pod ręką.
Re: Tajemnice statków bez załogi
Prędzej przez internet je dostaniesz.
- UFOszaman
- Aktywny pisacz
- Posty: 143
- Rejestracja: 2012-10-06, 12:55
- Lokalizacja: Warszawa
- Komentarze: 1
Re: Tajemnice statków bez załogi
Aha, czyli w księgarniach internetowych, to nawet lepiej bo nie będę musiał szukać i latać po księgarniach w mieście, tylko sobie zamówię przez internet płacąc kartą kredytową.I super.
Jeszcze raz dziękuję.
Jeszcze raz dziękuję.
- Spooky Fox
- Administrator
- Posty: 1976
- Rejestracja: 2009-03-02, 02:05
- Lokalizacja: Kłodzko
- Komentarze: 6
Re: Tajemnice statków bez załogi
Daenikena odradzam osobiście. Same domysły, żadnego naukowego podejścia do sprawy. Jeśli o mnie chodzi, to jest trzech pisarzy, wszyscy "starej" daty, to znaczy, że pisali przed rokiem 1990 - Jaques Valee, Allen Hynek i z naszego podwórka wspomniany przez Dagmarę Lucjan Znicz. Ich książki nie mają tej nowoczesnej naleciałości, dlatego czyta się jednym tchem. Dużo informacji, bardzo często popartych badaniami "na własnej skórze", na przykład opis przelotu Lucjana Znicza nad trójkątem bermudzkim czy morzem diabelskim.
Bo jeżeli interesuje Cię sprawa trójkąta, to nie jedyny akwen, który "zabiera" statki, samoloty i ludzi.
Bo jeżeli interesuje Cię sprawa trójkąta, to nie jedyny akwen, który "zabiera" statki, samoloty i ludzi.
- UFOszaman
- Aktywny pisacz
- Posty: 143
- Rejestracja: 2012-10-06, 12:55
- Lokalizacja: Warszawa
- Komentarze: 1
Re: Tajemnice statków bez załogi
Dzięki bardzo Kolego Spooky Fox. Jeszcze nie czytałem żadnych książek tych pisarzy, których mi Kolega polecił.Skorzystam z rady.A czy książki tych pisarzy, oprócz Lucjana Znicza - są drukowane w języku polskim ? I gdzie je można ( w jakich księgarniach ) jeżeli Kolega wie - kupić ?
- Spooky Fox
- Administrator
- Posty: 1976
- Rejestracja: 2009-03-02, 02:05
- Lokalizacja: Kłodzko
- Komentarze: 6
Re: Tajemnice statków bez załogi
Człowieku, nie koleguj mi tak, bo od tych słodkości robi mi się mdło...pisz normalnie, proszę Cię.
Wiem, że zarówno książki francuza jak i Hyneka były przekładane na język polski. W chwili obecnej na pewno w żadnej księgarni ich nie dostaniesz. Jedyne wyjścia do albo antykwariat albo allegro.
Hyneka na allegro masz niestety tylko jedną.
http://allegro.pl/zetkniecie-z-ufo-alle ... 32847.html
Najlepiej to wpisz w wyszukiwarkę allegro "UFO" i przeszukaj stare wydania - zaręczam, że każda z tych książek będzie dobra. Wydania mniej więcej do 1999 roku.
http://allegro.pl/obecnosc-ufo-blania-b ... 59218.html
Na przykład. Zapomniałem o Zbigniewie Blania-Bolnarze - kolejnym rodzimym ufologu z lat PRLu. Bardzo podobny styl do Lucjana Znicza.
http://allegro.pl/porwani-ufo-nol-roswe ... 75090.html
Takie książki są śmiesznie tanie, biorąc pod uwagę ich zawartość. Można kupować w ciemno.
Wiem, że zarówno książki francuza jak i Hyneka były przekładane na język polski. W chwili obecnej na pewno w żadnej księgarni ich nie dostaniesz. Jedyne wyjścia do albo antykwariat albo allegro.
Hyneka na allegro masz niestety tylko jedną.
http://allegro.pl/zetkniecie-z-ufo-alle ... 32847.html
Najlepiej to wpisz w wyszukiwarkę allegro "UFO" i przeszukaj stare wydania - zaręczam, że każda z tych książek będzie dobra. Wydania mniej więcej do 1999 roku.
http://allegro.pl/obecnosc-ufo-blania-b ... 59218.html
Na przykład. Zapomniałem o Zbigniewie Blania-Bolnarze - kolejnym rodzimym ufologu z lat PRLu. Bardzo podobny styl do Lucjana Znicza.
http://allegro.pl/porwani-ufo-nol-roswe ... 75090.html
Takie książki są śmiesznie tanie, biorąc pod uwagę ich zawartość. Można kupować w ciemno.
- UFOszaman
- Aktywny pisacz
- Posty: 143
- Rejestracja: 2012-10-06, 12:55
- Lokalizacja: Warszawa
- Komentarze: 1
Re: Tajemnice statków bez załogi
Ok Spooky zajrzę na Allegro i powybieram co ciekawsze egzemplarze.Wierzę, że będzie to lektura, którą jestem zainteresowany.A czytać książki to uwielbiam.
- Ivellios
- Administrator
- Posty: 4864
- Rejestracja: 2004-08-28, 17:14
- Lokalizacja: Katowice
- Imię i nazwisko: Marek Sęk
- Komentarze: 948
Re: Tajemnice statków bez załogi
Taka uwaga do książek Znicza - należy uważać na niektóre podawane przez niego informacje odnoszące się do badaczy z USA i innych krajów angielskiego obszaru językowego. Znicz nie był jakimś mistrzem jeśli chodzi o tłumaczenie z angielskiego i czasami nie sprawdzał, czy przetłumaczył jakiś tekst poprawnie. Zdarzyło mu się na przykład wspomnieć o jakimś raporcie (był to bodajże raport Condona), którego celem było prawdopodobnie ośmieszenie kwestii UFO w oczach społeczeństwa. Wśród autorów znalazło się czternastu ludzi z tytułami naukowymi. Skrót PhD (philosophy doctor) Znicz przetłumaczył jako "doktor filozofii" (i co najgorsze nie sprawdził poprawności swojego tłumaczenia - u nas to po prostu "doktor", tak samo jak "master of science" to magister, itd.) i podał, że raport napisało czternastu filozofów... a to tylko jeden przykład. Nie mówię wcale, że książki Znicza są nic nie warte, tylko zwracam uwagę na to, że zdarzały mu się niekiedy karygodne wręcz i niedopuszczalne wpadki podczas tłumaczenia angielskich tekstów. Niektóre podawane przez niego informacje trzeba więc brać z dużą dozą ostrożności.
Załóż konto lub zaloguj się, aby dołączyć do dyskusji
Aby wysłać odpowiedź, musisz być zarejestrowanym użytkownikiem
Załóż konto
Nie masz konta? Zarejestruj się, aby dołączyć do naszej społeczności
Członkowie forum mogą zakładać tematy i śledzić odpowiedzi
Jest to bezpłatne i zajmuje tylko minutę