Po przeczytaniu komentarzy do artykułów o cudach JP II, napłynęła do mej głowy gęsta chmura pytań. Osoby wierzące w opisane przez dziennikarzy cuda, to jak mniemam, katolicy. Mają więc prawo filtrować swoje myśli przez pryzmat osobistych przekonań, lub pozostawić na boku przemyślenia, na korzyść niepodważalnej wiary i dla nich to jest jasne. Wobec tego, że moje przekonania mają inny rodowód, proszę o wyjaśnienie. Czy osoby chore, pielgrzymujące do Mekki w ramach hadżidżu, lub w podróżach do Medyny, w nadziei iż zostaną uzdrowione, po czym faktycznie uzdrowienia doznają, to też cud? A może to Szatan czyni konkurencyjne figle Janowi Pawłowi II? Tak, jak również zdarza się to podróżującym do świętych miejsc wyznawcom buddyzmu lub hinduizmu. Tyle, że dla tych religii czy filozofii to nie są cuda, ich filozofia radzi sobie z tym problemem. Dla nich cudem jest Koran, bądź droga do osiągnięcia doskonałości. Katolickie kryteria cudu zdefiniował w XVIII w. papież Benedykt XIV. Zdefiniował tym samym wyznacznik, w co wierzyć, gdy ktoś raptem ozdrowieje, a do tego zgodnie z jego oczekiwaniami. Współcześnie ks. A Posadzki w art. ”Cud a odkrycia naukowe”, opatrzył papieskie pojęcie cudu definicją transcendentności, co dla mnie, ignoranta, w wolnym tłumaczeniu brzmi: nie myślcie, bo i tak nie pojmiecie. No i tak wg mnie, funkcjonuje w katolicyźmie XXI wieku to pojęcie cudu. Tyle, że Św. Augustyn stwierdził: „Cuda nie są wbrew naturze, lecz wbrew temu co wiemy o naturze”. Ale jeśli coś jest transcendentne, to czy nie pozbawione sensu jest szukanie wiedzy o naturze? A że mamy braki w wiedzy o naturze, to normalne bo to wiedza transcendentna. I w ten sposób zbudowano karuzelę pojęć, a to urządzenie, jak wiemy ce***e wyłącznie ruch obrotowy, czyli tzw. w koło Macieju. Jeśli jednak porzucimy karuzelę a wyruszymy w liniowy szlak poznania nowego, w tej wędrówce zobaczymy możliwości kahunów, joginów, lekko otrzemy się o pole Sheldraka i wiele, wiele innych teorii, skutecznie przez naszych „przewodników” skrywanych. Jako że wiedza, nauka nie jest wartością statyczną, jest dynamiczną, w takiej podróży mamy dwie alternatywy: zamknąć oczy by nie dostrzec tego, co nie jest zgodne z naszymi przekonaniami, np. u cudzie, lub zweryfikować swoje dotychczasowe poglądy i otworzyć umysł. Inna myśl, a zarazem pytanie, które nie daje mi spokoju. Jeśli transcendentność uznamy za określoną przez Boga granicę dozwolonego pojmowania rzeczywistości, wówczas z czystym sumieniem, w miękkich kapciach przyjętych dogmatów zasiądziemy na wygodnej kanapie samozadowolenia. Wyłączymy rozum i intelekt, leniwie chłonąc z pełną akceptacją a priori, usłużnie podsuwane, gotowe, już przeżute przez duchowych przywódców treści tzw. prawd. Taki stan ilustrują znakomicie słowa pewnej kobiety, zapytanej przeze mnie o jej zdanie na jakiś temat „duchowy”. Odrzekła: „panie, my jesteśmy za głupi, od tego mamy księdza, by nam tłumaczył”. Czy takimi słowami nie obraża Stwórcy, czy ona nie mówi: Panie, nie potrzebuję umysłu, jakim mnie obdarzyłeś! Pozwoliłem sobie wyjawić moją opinie, proszę jednak nie odbierać tych osobistych, krytycznych spostrzeżeń jako ataku na przedmówców, mających odmienne poglądy. Raczej proszę moje słowa potraktować raczej jako formę ontologicznych przemyśleń.
Byłeś świadkiem zagadkowego zjawiska? Jeśli tak, poinformuj nas o tym już dziś! Czekamy na relacje współczesne oraz z lat ubiegłych. Na życzenie świadka zapewniamy pełną anonimowość!
UWAGA: Nie odbieramy połączeń z numerów zastrzeżonych