Coś w tym musi być... Moja koleżanka po ucieczce z domu, z mazurskiego miasteczka( było to około 1998r) została znaleziona martwa w lesie pod Zakopanym, przy wygasłym ognisku. W akcie zgonu lekarz zapisał, że przyczyna zgonu -nieznana. Mgiełka, bo tak ją nazywaliśmy w gronie, miała 17 czy 18 lat wtedy. Całej sprawie dreszczyku nadaje, jeszcze taka historia, że moich dwóch kumpli poszło raz w nocy do Niej na grób, niedługo po pogrzebie i w pewnym momencie usłyszeli nad głowami 2-3 metry dziwny dźwięk, jakby elektroniczne buczenie. Szybko uciekali. Pamiętam jeszcze, że jak zrobiliśmy coś w rodzaju stypy młodzieżowej, po pogrzebie, wszystko zamieniło się w dziwną wesołą imprezę na działce koleżanki. Na drugi dzień nikt nie mógł tego wytłumaczyć, dlaczego tak się stało...
Problemy miała takie, że niedogadywała się z rodzicami, jak cała masa innnych rokendrolowych dzieciaków. Sporo w tym czasie małolatów było na "gigancie" i raczej jak zgłodnieli wracali do domów, ale Elka nie wróciła. Często mówiła, że nie chce jej się żyć, że ma dość kłótni i niezrozumienia. W każdym razie umarła w lesie, bez przyczyny, po prostu.
Byłeś świadkiem zagadkowego zjawiska? Jeśli tak, poinformuj nas o tym już dziś! Czekamy na relacje współczesne oraz z lat ubiegłych. Na życzenie świadka zapewniamy pełną anonimowość!
UWAGA: Nie odbieramy połączeń z numerów zastrzeżonych